- Wyzwolony z Dachau – decyzja o misji; 20.07.20
Gdyby nie pandemia koronawirusa, razem z wolontariatem misyjnym „ Projekt Zambia 2020”, pakowałabym już walizki przed wylotem do Lusaki. Mimo wszystko wierzymy, że tam dotrzemy, wspierani modlitwami i materialną pomocą wielu ludzi, ale trochę później niż w sierpniu tego roku. I myślę o polskich misjonarzach, z Zambii, jezuitach i siostrach służebniczkach NMP z Kasisi, o parafii, domu dziecka i szkole oraz o farmie na której pracujemy i którą rozwijamy. W Kasisi pełno jest śladów jednego z największych misjonarzy Czarnego Lądu, o. Adama Kozłowieckiego, od 1998 r. kardynała. On zbudował obecny kościół, rozbudował misję. Pokochał to miejsce i chętnie tu wracał. Przybliżę jego sylwetkę, z wypowiedzi i listów, zwłaszcza publikowane w opracowaniu „Wśród ludu Zambii” autorstwa zmarłego niedawno historyka, jezuity, o. Ludwika Grzebienia. Życie Kard. Kozłowieckiego to materiał na dramatyczny, pełen zwrotów akcji film, który powinien powstać.
O. Adam, jak kazał się nazywać pomimo godności arcybiskupiej i kardynalskiej, urodził się 1 kwietnia 1911 r. w Hucie Komorowskiej na Podkarpaciu. Data ta – twierdził – mogła mieć wpływ na jego pogodę ducha i dystans do siebie. Wbrew rodzicom, w 1929 r. wstąpił do zakonu jezuitów. W 1937 r. w Lublinie przyjął święcenia kapłańskie. Życie młodego księdza naznaczyła wojna. 10 listopada 1939 r. aresztowany przez gestapo w kolegium jezuitów w Krakowie wraz z 24 współbraćmi, przez więzienie w Wiśniczu, w czerwcu 1940 r. trafił do Auschwitz, potem do Dachau, gdzie uwolniło go wojsko amerykańskie 29 kwietnia 1945 r. W Dachau był świadkiem życia bł. ks. Wincentego Frelichowskiego, o świętości którego po latach zeznawał w procesie beatyfikacyjnym.
O obozie napisał: „W Auschwitz i Dachau przekonałem się, że nienawiść jest rzeczą nie tylko zbrodniczą, ale także bezsensowną. Właśnie tutaj, w tych nieludzkich warunkach /…/ uświadomiłem sobie tę głęboką prawdę, ze każdy człowiek jest moim bratem, ponieważ jesteśmy dziećmi jednego i tego samego Ojca – Pana Boga. Tu nauczyłem się mieć w nienawiści nienawiść i samemu bronić się przed nienawiścią do kogokolwiek, nawet do mego brata w mundurze, który mnie nienawidził i męczył”.
Z Niemiec udał się do Rzymu, skąd 29 lipca 1945 pisał pożegnalny list do prowincjała, o. Władysława Lohna, już po decyzji wyjazdu na misje: „Nigdy nie przypuszczałem, że kiedy w czasie transportu z Wiśnicza do Oświęcimia 20 czerwca 1940 roku spozierałem tęsknie na nasz kościół, dom i ogród na Wesołej, patrzę na nie po raz ostatni. A jednak tak Pan Bóg zrządził… Bóg sam w nadzwyczaj szybkim tempie pousuwał wszystkie przeszkody. Bez żadnych pozwoleń władz amerykańskich w ciągu kilku dni znalazłem się w Rzymie. Obecnie kwestia trudniejsza ze skokiem do Rodezji, ale to jest trudne dla ludzi, nie dla Boga. Jeżeli mnie tam chce mieć, to będę! … Równocześnie przepraszam za tyle mojej niewdzięczności, za uchybienia i przykrości, jakie Wam wyrządziłem…Bóg mnie skarał za to przeszło pięcioletnim więzieniem i obozem koncentracyjnym. Jako pokutę to ofiaruję i te trudy, które mnie w Afryce czekają. A Was przepraszam i proszę o przebaczenie.” Do Rodezji dotarł 4 kwietnia 1946 r
Po latach, w jednym z ostatnich wywiadów mówił, jak być misjonarzem: „Przede wszystkim, że trzeba iść do ludzi, by ich zbliżyć do Pana Boga. /…/ Tłumaczyć, co to znaczy wierzyć, bo wiara to nie wiedza, ale otwarcie się na Boga, na Jego sprawy i Jego plany. To uznanie i przyjęcie miłości, i uznanie władzy Pana Boga wobec każdego człowieka.”
Nietuzinkowa postać kardynała Kozłowieckiego to świetlany przykład życia dla innych, w misji. Wolontariat misyjny przybliża go młodzieży i dobrze się stało, że Województwo Kujawsko-Pomorskie, którego patronem jest Jan Paweł II, w trudnym czasie pandemii wsparło patronatem nasz Projekt Zambia.