Wolność w KL Dachau. 29 kwietnia 1945 – 2021

Uwięzienie, głód, zimno, choroby. W KL Dachau okrucieństwu oprawców nie było końca i wydawać by się mogło, że paradoksalnie, tylko śmierć od nich uwalnia. 31.591 zarejestrowanych zmarłych. W rzeczywistości ofiar było więcej. 

Wśród więźniów, którzy doczekali wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Dachau 29 kwietnia 1945 r. był o. Adam Kozłowiecki – jezuita, późniejszy misjonarz, arcybiskup Lusaki, kardynał. Zapis jego wspomnień wydanych pt. Ucisk i strapienie, jest niebywałym świadectwem czasu, w którym utrata życia, wiary i człowieczeństwa była powszednia. Lektura pozostawia czytelnika w osłupieniu, pod wrażeniem siły kapłana, z pytaniami o jej źródło i wewnętrzną wolność. O tę wolność, której fizyczna niewola, zewnętrzny ucisk i próby zepchnięcia nad przepaść zwątpienia, nie przemogły. “Jesteśmy wolni” wykrzyczane o 17:27 mieszało się z płaczem radości i pozostało jednym z najpiękniejszych wspomnień w życiu przyszłego kardynała. Akty zemsty na esesmanach, których był świadkiem, na zawsze zatruły pamięć, utwierdzając w pewności:

“że nienawiść jest rzeczą nie tylko zbrodniczą, ale także bezsensowną. Właśnie tutaj, w tych nieludzkich warunkach obozu koncentracyjnego, uświadomiłem sobie tę głęboką prawdę, że każdy człowiek jest moim bratem, ponieważ jesteśmy dziećmi jednego i tego samego Ojca – Pana Boga. Tu nauczyłem się mieć w nienawiści nienawiść i samemu bronić się przed nienawiścią do kogokolwiek, nawet do mego brata w mundurze, który mnie nienawidził i męczył”.

Wraz z o. Adamem obóz opuścił późniejszy bp Ignacy Jeż oraz bp Kazimierz Majdański. Podczas beatyfikacji ks. Wincentego Frelichowskiego, współtowarzysza więziennej niedoli, spotkali się 7 czerwca 1999 roku w Toruniu, w czasie pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Zmarli w roku 2007: Kazimierz Majdański 29 kwietnia – w rocznicę wyzwolenia KL Dachau, Ignacy Jeż -16 października – w rocznicę wyboru Jana Pawła II, Adam Kozłowiecki 28 września. Zapewne cieszą się niczym nie skrępowaną wolnością.

Warto sięgnąć do wywiadu z o. Adamem Kozłowieckim, który przeprowadził Robert Mazurek. Poniżej niewielki fragment.

– Gdzie zastał eminencję wybuch II wojny?

– Byłem w Chyrowie, kiedy wkroczyli tam Rosjanie. Ja przeszedłem więc na stronę jeszcze polską i przyszedłem do rodziców, do Huty Komorowskiej. Potem trafiłem do Krakowa, najpierw zatrzymałem się u babki, a 10. listopada u jezuitów zostałem aresztowany przez Niemców. Wszystkich poniżej sześćdziesiątki, a było nas tam wtedy dwudziestu czterech, przewieźli na Montelupich. Potem trafiłem do więzienia w Wiśniczu, skąd 20 czerwca 1940 roku wywieźli nas do Oświęcimia. Byłem w pierwszej grupie więźniów w Auschwitz, wcześniej był tam transport z Tarnowa, który budował obóz. Miałem numer obozowy 1006.

– Nie był tam jednak kardynał zbyt długo.

– Nie, bo w grudniu 1940 roku trafiłem do Dachau, dokąd przewożono księży. Tam w porównaniu z Oświęcimiem było sanatorium.

– Jak się czyta wspomnienia kardynała z obozu, to każdy dzień to kolejna listą więźniów, którzy zmarli w tym sanatorium.

– Wykańczali nas w zupełnie inny sposób niż w Oświęcimiu. Tam nie można się było dostać do łaźni, a tu urządzano nam zimą długie lodowate kąpiele. Dla niedożywionych, osłabionych więźniów, to był niemal pewny sposób na gruźlicę lub zapalenie płuc, co w obozowych warunkach zwykle kończyło się śmiercią. Kiedy mnie pytają jak ja to przetrwałem zwykle mówię jasno: kradłem, kłamałem i nie spowiadałem się z tego.

Wtedy nie mówiło się „ukradłem”, tylko „zorganizowałem”. Co ciekawe władze obozowe o wszystkim wiedziały i tolerowały to. Pierwszy przykład: kazano nam olejem smarować sale, ale dawano bardzo mało oleju. Trzeba go więc było ukraść. Za kradzież surowo karano, ale za kiepskie wysmarowanie karano jeszcze surowiej.

– Spotkał tam ksiądz kardynał niesamowitych ludzi.

– Pamiętam biskupa Majdańskiego, którego poznałem tam jako kleryka, błogosławionego biskupa Michała Kozala, który pytał założyciela mariawitów Kowalskiego, czy nie chce się przed śmiercią pojednać z Kościołem, ale został odprawiony. Ale porządni ludzie znaleźli się też wśród esesmanów. Jeden z nich, nazwiskiem Beck, zapamiętał mnie i gdy dowiedział się, że jestem biskupem napisał do mnie.

– Wyzwolili was Amerykanie.

– 29 kwietnia 1945 roku wpadli motocyklami do obozu. Trafiłem na jakiś czas do kolegium jezuickiego w Pullach pod Monachium. Szybko okazało się, że nie bardzo mam po co wracać do Polski, bo jednego brata rozstrzelali Niemcy, a drugi był w armii generała Maczka i nie miał zamiaru wracać do domu, w końcu wylądował w Kanadzie. Ojca niedługo potem aresztowali komuniści. Zmarł po wyjściu z więzienia.

Fragment wywiadu z Księdzem Kardynałem w „Dzienniku”


Monika Dejneko-Białkowska/Projekt Zambia