Info PL

 

Flaga-Polski

Światowe Dni Młodzieży

2016

Przewodnik po Muzeum

 

Patron Fundacji i Muzeum – Kardynał Adam Kozłowiecki SJ (1911 – 2007), to jeden z najbardziej zasłużonych polskich misjonarzy, który przez sześćdziesiąt jeden lat pełnił posługę w Zambii. Ten niezwykły człowiek wyrzekł się swojego szlacheckiego pochodzenia i rodzinnego majątku, po czym wstąpił do Zakonu Jezuitów. Jako kapłan, pięć lat i pół roku spędził w nazistowskich obozach zagłady – Auschwitz i Dachau. Po straszliwie bolesnych przeżyciach wojennych, wyjechał jako ochotnik do Afryki – Rodezji Północnej, późniejszej Zambii. Po raz kolejny zrezygnował ze swoich planów, godząc się z wolą Bożą. Był budowniczym tamtejszych kościołów, szkół, domów dla nauczycieli i szpitali. Jego praca szybko znalazła uznanie u przełożonych, powierzone zostały mu kolejno najważniejsze funkcje kościelne w Zambii. Jako Arcybiskup, po 1964, roku prawie pięć lat rezygnował z arcybiskupstwa, aby na jego miejscu na czele Kościoła zambijskiego stanął miejscowy kapłan. W wieku 87 lat został wyniesiony do godności kardynalskiej. Adam Kozłowiecki był przyjacielem Papieża Jana Pawła II, uczestnikiem Soboru Watykańskiego II, obrońcą praw człowieka, który przyczynił się do uzyskania przez Zambię pełnej niepodległości w 1964 roku, a przy tym – nade wszystko – niezwykle skromnym, z ogromnym poczuciem humoru i pokornym  misjonarzem. Za swoje zasługi został on uhonorowany najwyższymi odznaczeniami francuskimi, zambijskimi i polskimi. Był ceniony na całym świecie; znał pięciu papieży i dwie królowe, władał dziesięcioma językami.

Pierwsza sala – Biograficzna. Dom rodzinny, Pałac Kozłowieckich, miał 55 pokoi obok stał zachowany do dziś budynek oficyny dworskiej w której obecnie znajduje się Muzeum. Pałac został zburzony w 1955 r. Po posiadłości pozostała oficyna, kurnik i  stajnia. Na fotografiach można zobaczyć rodziców Kardynała Adam Kozłowieckiego  SJ, Marię i Adama Seniora Kozłowieckich, oraz babkę i pradziadka (Kozłowieccy mieli trzech synów Jerzego Czesława i Adama). Po ukończeniu szkoły w Poznaniu i po zdaniu matury młody Adam Kozłowiecki  zrzeka się sądownie całego majątku w Sądzie Grodzkim w Kolbuszowej i jedzie do seminarium jezuitów w Starej Wsi koło Brzozowa. Rozpoczyna tam studia a następnie studiuje w Lublinie i Krakowie.

Warto przypomnieć, że na terenie parku w czasie II wojny światowej, zorganizowany był w posiadłości Kozłowieckich obóz przymusowej pracy dla Żydów1942 -1943 oraz obóz pracy karnej dla Polaków i Rosjan 1944-1945. Na ekspozycji można zobaczyć zdjęcia mamy i babci Kardynała, braci oraz fotografie z 1970 roku, kiedy to po raz pierwszy przyjechał z Zambii do Polski po II wojnie światowej. Wśród zdjęć możemy zobaczyć młodego Adama z babcią, mamą i braćmi. Na fotografiach jest z przyjaciółmi i znajomymi z Krakowa, Poznania  i Chyrowa…
W 1989  roku  mieszkańcy Majdanu Królewskiego i Huty Komorowskiej uczestniczyli w uroczystości nadania tytułu Kardynalskiego Kozłowieckiemu przez Jana Pawła II. Szkoła w Hucie Komorowskiej przyjęła imię Kardynała Adama Kozłowieckiego.

Rodzinne grobowce: Mama pochowana jest w Krakowie, tato w Majdanie Królewskim, brat Czesław w Sanoku, drugi brat w Kanadzie.  W kolejnej sali ,,Biskup, Arcybiskup i Kardynał” mamy pamiątki przywiezione z Lusaki przez Prezesa Fundacji J.E. Biskupa Edwarda Frankowskiego Biskupa Sandomierskiego. W gablotach mamy książki, pamiątki przywiezione z Lusaki/Zambii, paszport, okulary, zegarek, legitymacje z pielgrzymek. Także książki z biografią  Adam Kozłowieckiego, zdjęcia z audiencji z papieżem Janem XXIII, Pawłem VI,  Janem Pawłem II, z Soboru Watykańskiego II. Znajdują się jeszcze biret, pas kardynalski, piuska, sutanny i naczynia liturgiczne,  ołtarz do odprawiania mszy w buszu z czarnego hebanu. Jest też portret kardynała, który przywiozły siostry zakonne z Afryki, mówiąc, że Afryka uważa Adam Kozłowieckiego już  za świętego; mitry bardzo skromne, ubrania, odznaczenia i medale: Zambijski Order Wolności-Wielką Komandorię Orderu Wolności, Krzyż Komandorski Orderu Zasługi, Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski, Francuski Order Legii Honorowej, Doktoraty  Honoris Causa z Uniwersytetu Wschodniej Nairobi i Uniwersytetu Kardynał Stefana Wyszyńskiego; dyplom orderu Legii Honorowej z 2006 r. W gablotach widzimy  także pamiątkowy znaczek i kopertę z okazji setnych urodzin Kardynała. Mennica Polska wydała pamiątkowy medal z tej samej okazji – Zarząd Województwa Podkarpackiego nadał Kardynałowi pośmiertnie tytuł ,,Zasłużony dla Województwa Podkarpackiego”. Tuż obok  widać wysłużony pastorał z niebieskimi turkusami i  statuetkę ,,Serce bez granic” – przyznawaną zasłużonym osobom działającym na rzecz misji. Zapraszamy do zwiedzania kolejnych pomieszczeń w piwnicach oficyny. Proszę kierować się do wyjścia i przejść po prawej stronie budynku do sal umieszczonych w piwnicach.

Sala obozowa. Tu  umieszczone są pamiątki takie jak zdjęcia i fotografie z czasów II wojny światowej: stuła obozowa Kardynała; dokument aresztowania młodego ks. Adama Kozłowieckiego, oryginalne zdjęcia z obozu w Dachau, oraz trzy wydania książki pt. ,,Ucisk i strapienia”1967, 1995, 2008, którą napisał Kardynał Adam Kozłowiecki zaraz  po wyzwoleniu w 1945 r., w której opisał dzień po dniu spędzony w niemieckim/hitlerowskim obozie zagłady w Auschwitz i Dachau. W gablotach mamy też rysunek  J. Komskiego  pt.,, Głód” , którym byli poddawani więźniowie w obozie koncentracyjnym w Auschwitz i Dachau, zdjęcia dzieci i polskich kobiet, które były poddawane eksperymentom medycznym przez Niemców w czasie II wojny światowej. Warto przypomnieć, że podczas II wojny w Dachau, było aresztowanych bardzo dużo  polskich kapłanów.  Adam Kozłowiecki z głęboką wiarą i modlitwą oraz z wielkim miłosierdziem odnosił się do swoich oprawców.

Kozłowiecki, przebaczając im po wojnie wielokrotnie powtarzał w przemówieniach i kazaniach: ,,Nienawiść jest bezsensowna… Miłość buduje szkoły szpitale, kościoły sierocińce seminaria, a nienawiść wszystko burzy rujnuje… . Jesteśmy wszyscy dziećmi tego samego jednego Boga i powinniśmy się wzajemnie zawsze  szanować..”. Gablota kolejna to już lata powojenne. Przedstawiamy tam sylwetkę człowieka, który podczas wizyty Kardynała w Polsce, był tajnym agentem TW Służb Bezpieczeństwa. Gablota ostatnia przedstawia współbraci z obozu świętego Maksymiliana Marię  Kolbe, który za współbrata oddał swoje życie, oraz przedstawiamy dokumenty świadka tamtych obozowych dni Bronisława Grzyba, który przeżył obóz i dawał świadectwo tamtych okrutnych nieludzkich dni. Sala afrykańska – przedstawia  pamiątki pielgrzyma Kardynała Adam Kozłowieckiego, który fotografował na bieżąco życie w misyjnej Afryce, jako misjonarz. Całe życie pielgrzymował do wiernych oddalonych o kilkaset kilometrów od stacji do stacji. Mamy tam czapeczki od słońca, torby, różańce,  przybory toaletowe, zegarek, książkę pt. ,,Insekty Zambii”, oraz  pamiątki współczesne z Zambii tj. widelec i łyżka, koszulka zambijska i czapka. Prezentujemy też oryginalne modlitewniki i pisma święte oraz słowniki zambijsko – angielskie. Obrazek z napisem ,,Jezu ufam tobie” w języku Bemba, listy  tzw. cyrkularze  charakterystyczne dla kardynała. Adam Kozłowiecki napisał ich  ponad 60 tysięcy z prośbą o pomoc misjom i misjonarzom w Afryce.

Sala, przedsionek Afrykański – prezentuje mapę Afryki, Zambii i dzieła takie jak kościoły, seminaria, szkoły, sierocińce, które przy pomocy i zaangażowaniu środków finansowych z USA, Kanady i całego świata    kardynał, budował w  Kasisi, Chingombe i Mpunde przez 61 lat pracy misyjnej w Afryce. Zambia. https://pl.wikipedia.org/wiki/Zambia

Afrykańska sala multimedialna – to  fotografie z codziennego życia Kardynała, na rowerze, w buszu,  na bierzmowaniu młodych katolików, spotkaniach z dygnitarzami  świeckimi i duchownymi, wśród wójtów i gubernatorów. Są tutaj pamiątkowe fotografie  podczas pracy przy rozpoczęciu budowy Domu Konferencji Episkopatu Zambii w Lusace, spotkanie z Polonią, z mamą: na zdjęciu dopisek ,,Ściskam i błogosławię. Mama 1959 rok”. Na zdjęciach widzimy również kardynała w Polsce w 1970 roku, kiedy przyjechał po raz pierwszy po wojnie.

Kardynał walczył o Afrykańczyków, o ich lepszy byt. Brał udział w protestach przeciwko niedożywionej Afryce. Pracował niestrudzenie jako orędownik Afryki i misjonarz. Kolejne plansze to praca na misjach z innymi misjonarzami, spotkanie z Janem Pawłem II w Lusace, oraz kolorowe fotografie z ostatnich 15 lat życia, kiedy to  pracował jako zwykły wikary, przy parafii prowadzonej przez ks. prałata Jana Krzysztonia. Można także obejrzeć film dokumentalny z pogrzebu Kardynała. Kardynał zmarł 28 września 2007 r. w Lusace, i został pochowany pod Katedrą Dzieciątka Jezus w Lusace.

Po jego śmierci 26 marca 2008 r. powołano Fundację im. Księdza Kardynała Adama Kozłowieckiego ,,Serce bez granic”. W 2011 r. otworzono Muzeum jego imienia.

 

KARD. ADAMA KOZŁOWIECKIEGO SJ (1911-2007)

25 sierpnia 1972 roku, w przededniu Igrzysk Olimpijskich w Monachium, podczas Godziny Wspomnień urządzonej staraniem Kościoła Katolickiego, Ewangelickiego i Gminy Wyznaniowej Izraelskiej w byłym hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Dachau k. Monachium, zabrał głos pierwszy arcybiskup Lusaki (Zambia), ks. arcybiskup Adam Kozłowiecki SJ (1911-2007). Nawiązując do miejsca spotkania ks. arcybiskup Kozłowiecki powiedział m.in.: „Podczas Igrzysk Olimpijskich w Berlinie [w 1936 roku] byłem w Polsce młodym jeszcze studentem. Nie przeczuwałem, że za trzy lata sam będę więźniem obozu koncentracyjnego przez pięć i pół lat – najpierw w Auschwitz, a potem w Dachau. Tu przekonałem się, że nienawiść jest rzeczą nie tylko zbrodniczą, ale także bezsensowną. Właśnie tutaj, w tych nieludzkich warunkach obozu koncentracyjnego, uświadomiłem sobie tę głęboką prawdę, że każdy człowiek jest moim bratem, ponieważ jesteśmy dziećmi jednego i tego samego Ojca – Pana Boga. Tu nauczyłem się mieć w nienawiści nienawiść i samemu bronić się przed nienawiścią do kogokolwiek, nawet do mego brata w mundurze, który mnie nienawidził i męczył”[1].

Ks. kard. Adam Kozłowiecki urodził się 1 kwietnia 1911 roku w Hucie Komorowskiej w rodzinie ziemiańskiej Adama i Marii z domu Janocha. Miał dwóch braci: starszego Czesława i młodszego Jerzego. Do 10 roku życia Adam Kozłowiecki pobierał nauki w domu pod kierunkiem prywatnych nauczycieli. W latach 1921-1926 uczył się w jezuickim Zakładzie Naukowo-Wychowawczym w Chyrowie (obecnie Ukraina). Kiedy ojciec wyczuł, że syn żywi pragnienie wstąpienia do zakonu jezuitów, wysłał go do Poznania, gdzie przyszły kardynał uczęszczał do Gimnazjum św. Marii Magdaleny i w 1929 roku uzyskał maturę.

30 lipca 1929 roku, pomimo ostrego sprzeciwu ojca, Adam Kozłowiecki został przyjęty do Prowincja Małopolskiej Towarzystwa Jezusowego. Dwuletni nowicjat odprawił w Starej Wsi k. Brzozowa (1929-1931). Następnie studiował filozofię w Krakowie (1931-1933), teologię w Lublinie (1934-1938) oraz odbył roczną praktykę nauczycielską w Chyrowie (1933-1934). Święcenia kapłańskie przyjął 24 czerwca 1937 roku w Lublinie z rąk biskupa Karola Niemiry. W 1938/1939 roku odprawił we Lwowie ostatni etap formacji zakonnej, tzw. trzecią probację, czyli studium duchowości i prawa zakonnego. Jako kapłan pragnął pracować z młodzieżą w Chyrowie.

1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa. Polska stała się pierwszą ofiarą ataku wojsk Adolfa Hitlera. Wybuch wojny zastał ks. Adama Kozłowieckiego w Chyrowie. Wojna całkowicie przekreśliła jego marzenia i zmieniła plany przełożonych zakonnych. 17 września 1939 roku, na skutek paktu Ribentropp-Mołotow, na ziemie Polski weszły także wojska sowieckie.

W tej sytuacji ks. Kozłowiecki podjął decyzję o przedostaniu się do zajętego przez Niemców Krakowa, do którego ciągnęła go jakaś siła. Po pełniej niebezpieczeństw wędrówce 26 października dotarł do Krakowa. Przełożeni zakonni powierzyli mu obowiązki administratora w Kolegium przy ul. Kopernika 26.

Obowiązki administratora Kolegium ks. Adam Kozłowiecki pełnił tylko dwa tygodnie. 10 listopada 1939 roku do Kolegium przybyło gestapo i aresztowało wszystkich jezuitów, którzy byli zdrowi i mieli poniżej 60 roku życia. Aresztowanie jezuitów było częścią szeroko zakrojonego planu Niemców zmierzającego do eksterminacji inteligencji i duchowieństwa polskiego. Wraz z 24 jezuitami (kapłanami, braćmi zakonnymi i klerykami) ks. Kozłowiecki został przewieziony do więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie. W drodze do więzienia przy ul. Montelupich szofer wygadywał coś pod adresem „polnische Pfaffen”[2], na co ks. Kozłowiecki powiedział do sąsiada: „Rira bien, qui rira le dernier…”[3].

3 lutego 1940 roku przewieziono ks. Kozłowieckiego z innymi jezuitami z więzienia w Krakowie do obozu pracy w Wiśniczu. Podczas podróży zaczepił go jeden z eskortujących ich policjantów z Schutzpolizei (Schupo). Wywiązała się rozmowa, podczas której Kozłowicki powiedział, że nie wie, za co ich aresztowano, nie postawiono im zarzutu i nie podano przyczyny aresztowania. Na to policjant odpowiedział, że „zostaliśmy aresztowani weil ihr eine Weltanschauung habt, die uns nicht gefällt[4]. Ks. Kozłowiecki tak skomentował słowa policjanta: „No tak. Nikt nigdy jaśniej, szczerzej i prawdziwiej nie postawił sprawy, jak ten szary pionek hitlerowskiej machiny ucisku. Jestem mu za to wdzięczny. Wiem, za co cierpię”[5]. W obozie pracy w Wiśniczu ks. Kozłowiecki (numer obozowy 103) pracował w tkalni, stolarni, ogrodzie, folwarku oraz wykonywał prace porządkowe (Hofkolonne). Obóz pracy w Wiśniczu był dla niego i wielu innych więźniów zaprawą do hitlerowskich obozów koncentracyjnych w Auschwitz i Dachau[6].

19 czerwca 1940 roku niemieckie władze obozu pracy w Wiśniczu zapowiedziały więźniom uwolnienie. Następnego dnia wsadzono ich do wagonów na stacji kolejowej w Bochni. Pociąg przejechał przez Kraków i zatrzymał się na stacji kolejowej z napisem Auschwitz. Wśród krzyków i bicia wypędzono ich z wagonów. Więźniowie zorientowali się, że zamiast upragnionej wolności, trafili do obozu koncentracyjnego. Ks. Kozłowiecki otrzymał numer obozowy 1006. Należał od jednego z pierwszych transportów Polaków osadzonych w obozie koncentracyjnym w Auschwitz, który stał się symbolem hitlerowskiej machiny eksterminacji podbitych ludów i narodów. Do obozu nie wolno im było absolutnie wnieść nic swojego, ani butów, ani bielizny, ani medalika, ani nawet przywiezionej żywności. Zabierano wszystko. Żywność i papierosy konfiskowano, resztę rzeczy oddawano do osobnej przechowalni. Polskich więźniów obowiązywał zakaz mówienia w ojczystym języku[7].

Głównym i zasadniczym celem hitlerowskich obozów koncentracyjnych była masowa eksterminacja osób niepożądanych władzom III Rzeszy, określanych mianem Volksschädlinge (szkodnicy narodu). W obozach, urzędowo zwanych Schutzhaftlager (miejsce odosobnienia), wprowadzono w życie brutalne, nieludzkie zasady etyki ruchu narodowo-socjalistycznego. W obozach „nadludzie” tępili ludzi z pokonanych przez siebie krajów, którzy nie byli już ludźmi, ale więźniami, niewolnikami. Kozłowicki wspominał: „Bito nas za użycie przez pomyłkę słowa Mann, człowiek – zamiast Häftling! – więzień. Hier gibt’s keine Männer, hier sind nur Häftlinge![8]. To zdanie słyszeliśmy nieraz w czasie pobytu w obozie”[9]. Więzień mógł istnieć tak dugo, jak długo przynosił pożytek swoim panom. Osłabiony, niezdolny do pracy szedł do komory gazowej, do krematorium. Jedyna droga na wolność dla więźnia wiodła przez dymiący komin krematorium. Ks. Kozłowiecki zauważył, że w hitlerowskich obozach koncentracyjnych „litość nazywano słabością, czymś niegodnym narodu mocnych. Uczucia ludzkie nazywano przesądem, zrodzonym pod wpływem wychowania chrześcijańskiego. Etykę Chrystusa uznano za oszustwo na korzyść słabych”[10].

Więźniowie w obozie w Auschwitz ujęci byli w potworne karby i tryby terroru, którym kierowali strażnicy z oddziałów SS. Na czele grup roboczych stali wybrani przez władze więźniowie, nierzadko niemieccy kryminaliści, którzy już przeszli „wychowanie” w innych obozach. Auschwitz był obozem koncentracyjnym i zarazem przedsiębiorstwem dochodowym. Więźniowie pracowali ponad siły i niezależnie od warunków atmosferycznych (w deszczu lub mrozie) na otwartym terenie, w stolarni, ślusarni, betoniarni, szewczarni, krawczarni, pralni oraz w zakładach przemysłowych. Wykonywana w biegu i pod nieustannym nadzorem władz obozowych ciężka praca wyczerpywała więźniów. Niskie i małowartościowe racje żywnościowe wywoływały głód. Więźniowie byli szykanowani i za najdrobniejsze uchybienia karani (męczące długie apele na deszczu i mrozie, ćwiczenia gimnastyczne: podskoki, żabki itd.). Nieprzestrzeganie przepisów i rozporządzeń władz obozowych było surowo karane. Więźniowie wyczerpani pracą, głodem i złym traktowaniem, a przez to niezdolni do pracy, byli mordowani bez żadnych skrupułów a ich ciała palone w krematorium. Ucieczka z obozu otoczonego płotem z drutu kolczastego o wysokim napięciu elektrycznym oraz strażnicami, na których stali strażnicy z bronią, była niemożliwa.

Więzień hitlerowskiego obozu koncentracyjnego był gnębiony fizycznie i moralnie. Władzom obozowym chodziło o jego złamanie. Ks. Kozłowicki zanotował we wspomnieniach obozowych, że „każda szykana i udręka miała niewinną nazwę i całkiem rozumną motywację. I tak np. wyczerpujące a zarazem ogłupiające ćwiczenia gimnastyczne nazywane były Exerzieren albo Sport. Stawianie niewykonalnych wymagań w zakresie schludności i porządku nazywano Sauberkeit. Posłanie chorego do komory gazowej określało się jako Sonderbehandlung. Skazanie starca lub kaleki na śmierć to po prostu Invalidentransport[11].

W hitlerowskich obozach koncentracyjnych zakazano więźniom posiadania i używania przedmiotów kultu religijnego, krzyżyków, medalików, różańców itp. Gdy u kogoś takie przedmioty znaleziono, był surowo i przykładnie karany. Zaraz po przyjeździe do Auschwitz esesman kazał ks. Kozłowieckiemu zdjąć medalik. W obozach zakazano więźniom także praktyk religijnych i sakramentu spowiedzi. Wbrew zakazowi ks. Kozłowiecki modlił się i starał się żyć rytmem jezuickiego życia duchowego. W hitlerowskich obozach koncentracyjnych sprawował posługę spowiednika i kierownika duchowego, która była wprost bezcenna dla więźniów pozbawionych nadziei na wolność. Napisał we wspomnieniach obozowych: „Niezatarte wrażenie pozostawiają te katakumbowe spowiedzi. Chodzimy we dwójkę jakby nigdy nic… niby prowadzimy najzwyczajniejszą pogawędkę, a to przecież serca otwierają się na przyjęcie Łaski Bożej… nieraz po wielu latach obojętności”[12]. Ks. Kozłowiecki troszczył się także o młodzież polską, która w obozach hitlerowskich była poddawana deprawacji przez władze obozowe. Władze obozowe wiedziały, że deprawacji przeszkadza sakrament spowiedzi.

Siłą ks. Kozłowieckiego w obozach była wiara w Jezusa Chrystusa. W Auschwitz błagał o miłosierdzie Boże nie tylko nad więźniami, ale także nad światem pogrążonym w wojnie i nad prześladowcami: „Niech dostąpią miłosierdzia i niech okażą miłosierdzie!”[13]. Był wzruszony, ilekroć doświadczał dobroci i życzliwości ze strony współwięźniów czy też władz obozowych. Nie miał wątpliwości: „W dobroci jest ratunek dla świata i źródło szczęścia. Modlę się o dobroć”[14].

10 grudnia 1940 roku ks. Kozłowiecki został wywieziony z innymi jezuitami do obozu koncentracyjnego w Dachau k. Monachium (Konzentrationslager Dachau 3 K.). Bramę obozu z napisem Arbeit macht frei[15] przekroczył krótko po północy 12 grudnia. Otrzymał numer obozowy 22 187. W Dachau hitlerowcy zgromadzili duchownych z innych obozów koncentracyjnych. Najwięcej było kapłanów z Polski. Do wyzwolenia w kwietniu 1945 roku więziono w Dachau przeszło 2794 duchownych, w tym 1773 kapłanów katolickich z Polski. Ogółem w Dachau poniosło śmierć 799 kapłanów polskich, 68 zostało zwolnionych przez władze hitlerowskie, a 818 doczekało się chwili oswobodzenia[16].

W kwietniu 1941 roku władze obozu w Dachau złagodziły postępowanie wobec księży, którzy spodziewali się rychłego zwolnienia. Nadzieje obudzał zbliżający się dzień urodzin Hitlera (20 kwietnia). W swoich wspomnieniach obozowych ks. Kozłowiecki napisał: „Przypuszczamy, że Ojciec święty [Pius XII] musiał przez kogoś trafić do rządu niemieckiego i wyrobić nam lepsze traktowanie. Ja osobiście myślę, że pośrednikiem tym musiał być ks. kardynał wrocławski [Adolf] Bertram. Jest to gorący Niemiec, a jednak jest katolikiem i to czyni go człowiekiem zasługującym nie tylko na wdzięczność, ale i na szacunek każdego z nas. Podziwiam go, że ma umysł i serce tak szerokie, katolickie, uniwersalne. Jakżeż bezsensowny i nieludzki jest każdy partykularyzm, czy klasowy, czy też narodowy!”[17]. Ostatecznie, do uwolnienia księży nie doszło. Tak zwane „przywileje” (Privilegien) dla księży, czyli ich łagodniejsze traktowanie przez jakiś czas, były zabiegiem hitlerowców w celu pozyskania Watykanu dla swoich planów, na co ten nie przystał.

W obozie w Dachau ks. Kozłowiecki i inni więźniowie byli świadkami nalotów alianckich, które dotykały ludność cywilną. W miarę przebiegu II wojny światowej do obozu docierały także wiadomości o klęskach wojsk niemieckich i stratach osobowych. Ks. Kozłowiecki nie odczuwał radości z powodu śmierci ludności i żołnierzy niemieckich. Okazywał także szacunek wobec poległych Niemców. Odrzucał zemstę na oprawcach obozowych. Jego postawa nie zawsze spotykała się ze zrozumieniem ciężko doświadczonych więźniów w obozach. Pod datą 3 grudnia 1942 roku jezuita zapisał we wspomnieniach obozowych: „Nie podobają mi się niektóre wypowiedzi pod adresem Niemców, a szczególnie esesmanów, jak np. wszystkich ich wyrznąć, wystrzelać, powywieszać! Zapytuję wtedy, czy mamy popełniać te same zbrodnie, jakie oni popełnili? […] Czy mamy pomnażać sumę zła i nienawiści”[18]. Ks. Kozłowiecki nie miał wątpliwości, że człowieczeństwo wyraża się w miłości chrześcijańskiej, którą władze hitlerowskich obozów koncentracyjnych uznały za słabość. Podkreślał: „Miłować kogoś, to znaczy życzyć mu dobra i starać się dla niego o to dobro – zwłaszcza o Dobro Najwyższe, Boga. Miłować kogoś, to znaczy starać się, aby przez łaskę Bóg zamieszkał w jego sercu, aby te człowiek posiadał nadprzyrodzone łaski, by był w pełni człowiekiem. Dobrym człowiekiem. Miłować człowieka złego, to nie znaczy pozwalać mu na zło, cierpliwie i bezradnie wpatrzonymi w niebo oczyma znosić jego zbrodnie. Kto miłuje zbrodniarza miłością Chrystusową, ten musi zabiegać równocześnie o to, aby przestał on popełniać zbrodnie, a zaczął być dobrym człowiekiem”[19].

Ks. Kozłowiecki myślami uciekał z hitlerowskich obozów koncentracyjnych i podróżował do bliskich sobie miejsc, m.in. do kolegiów jezuickich w Starej Wsi i Krakowie oraz rodzinnej Huty Komorowskiej. Interesował się wiadomościami o aresztowanych współbraciach zakonnych, operacjach wojsk alianckich oraz żołnierzach polskich walczących o niepodległą Ojczyznę na różnych frontach II wojny światowej. Z bólem przyjmował wiadomości o łapankach Polaków i ich wywózkach do hitlerowskich obozów koncentracyjnych i na roboty do Niemiec. Podkreślał, że „Polska jest jedynym narodem w Europie, z łona którego nie wyszedł nikt, co by współpracował z [hitlerowskimi] Niemcami”[20].

W obozie w Dachau tłumaczył pewnemu Rosjaninowi: „dla mnie jest przyjacielem każdy porządny człowiek czy to Polak, czy Rosjanin, czy nawet Niemiec”[21]. Kierował się zasadą, aby być wobec każdego, nawet najniesympatyczniejszych mu Niemców, porządnym człowiekiem. Mówił: „w międzynarodowym środowisku jak Dachau powinien każdy pamiętać, że jest Polakiem, jakby polskim ambasadorem i dlatego starać się o godne reprezentowanie Narodu Polskiego”[22]. Uważał, że wszyscy powinni być filantropami, czyli „mieć życzliwość dla wszystkich ludzi”[23]. W obozach modlił się nie tylko za Ojczyznę i Kościół, współbraci zakonnych i własną rodzinę, ale także za prześladowców.

Tragiczne były losy rodziny ks. Adama Kozłowieckiego podczas II wojny światowej. W hitlerowskich obozach koncentracyjnych ks. Kozłowiecki zbierał skrzętnie wiadomości o rodzinie i współbraciach zakonnych. Jego brat Czesław został pochwycony przy próbie przekroczenia granicy i przedarcia się do wojska polskiego we Francji. Przesłuchiwany przez gestapo powiedział, że jest oficerem rezerwy i dlatego uważał za swój obowiązek przedostać się do szeregów wojska polskiego. Był więziony w Sanoku, a następnie wraz z 112 innymi więźniami został rozstrzelany przez Niemców 5 lipca 1940 roku. Osierocił troje dzieci, najmłodszej córeczki Zosi nawet nie widział, przyszła na świat po jego śmierci. Bratowa z dziećmi została wypędzona przez Niemców z majątku w Sokolnikach w Poznańskim i tułała się po znajomych. Ks. Kozłowiecki dowiedział się o śmierci brata Czesława w obozie w Auschwitz[24]. Jego bratu Jerzemu udało się przedostać na Zachód, gdzie walczył w armii gen. Stanisława Maczka. Po wojnie Jerzy osiadł w Kanadzie i tam zmarł 4 grudnia 1988 roku[25]. Na początku II wojny światowej rodzice ks. Adama Kozłowieckiego zostali wypędzeni przez Niemców z majątku rodzinnego w Hucie Komorowskiej i tułali się po znajomych[26]. Po wojnie ojciec został aresztowany przez komunistyczne władze w Polsce i zmarł po wyjściu z więzienia 20 grudnia 1949 roku w Zakopanem. Jego żona Maria zmarła 10 stycznia 1972 roku w Sierczy k. Wieliczki, gdzie mieszkała u Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej.

Po cudownym wyzwoleniu z obozu koncentracyjnego w Dachau 29 kwietnia 1945 roku przez wojska amerykańskie, ks. Kozłowiecki nie powrócił do ukochanej Ojczyzny i pracy z młodzieżą. 5 czerwca przeniósł się do Freimann k. Monachium, skąd jezuici niemieccy zabrali go i innych jezuitów do Kolegium św. Jana Berchmansa w Pullach. W Kolegium, które było częściowo zniszczone, jezuici polscy zostali przyjęci bardzo serdecznie przez niemieckich współbraci zakonnych: „Okazano nam tyle serca, że zmuszało to do zastanowienia. Oni są przecież Niemcami, my Polakami. Dlaczego tutaj jest tak inaczej, niż w ciągu tych strasznych sześciu lat? Są ludzie, dla których Ewangelia nie jest piękną legendą; są ludzie, którzy żyją zasadami Chrystusa”[27].

W Pullach ks. Kozłowiecki otrzymał list od wikariusza generalnego Towarzystwa Jezusowego z prośbą o pospieszenie z pomocą polskiej misji w Północnej Rodezji (obecnie Zambia). Uznał, że nie może odmówić tej prośbie. 15 lipca 1945 stanął w Rzymie. 29 stycznia 1946 roku wyjechał na misję do Rodezji Północnej, do której przybył 14 kwietnia tegoż roku.

Ks. Adam Kozłowiecki poświęcił Zambii i Afryce 61 lat życia. Myślał kategoriami ogólnego dobra Kościoła[28]. Wychodził z założenia, że „jako Polak służy Bogu, Kościołowi i duszom”[29]. Na rozległym terytorium misyjnym prowadził pracę duszpasterską: sprawował Msze św., przygotowywał i udzielał sakramentu chrztu, bierzmowania i małżeństwa, prowadził pogrzeby oraz uczył prawd wiary chrześcijańskiej. Tworzył struktury Kościoła katolickiego w Zambii. Budował kościoły i kaplice. Jego posługa miała także wymiar społeczno-kulturalny i charytatywny: budował szkoły, szpitale, sierocińce i domy dla nauczycieli, organizował biblioteczki z literaturą religijną w języku angielskim. Dla misji zakupywał żywność i artykuły szkolne oraz sprowadzał książeczki do modlitwy. Opiekował się chorymi, ubogim rozdawał żywność i odzież[30]. Sprawę misji afrykańskiej polecał czytelnikom czasopism „Posłaniec Serca Jezusowego” (Kraków), „Posłaniec Serca Jezusa” (Chicago) i „Pionierski Trud” (Chicago). Na jego apele o pomoc dla misji afrykańskiej hojnie odpowiadała m.in. Polonia rozproszona po całym świecie. Nie zapominał o Polsce i Polakach na obczyźnie. W Wielkim Tygodniu 1957 roku udzielił rekolekcji dla Polaków w Lusace[31]. Podczas podróży do Europy Zachodniej i Ameryki Północnej zbierał fundusze i promował misję zambijską wśród Polonii. Kilka razy odwiedził obóz koncentracyjny w Dachau oraz tamtejszą katolicką parafię Sankt Georgen, która wspierała jego działalność misyjną.

Szeroka i energicznie prowadzona działalność zyskała mu uznanie i szacunek. 15 lipca 1950 roku został mianowany wikariuszem apostolskim Lusaki, 11 września 1955 roku pierwszym biskupem Lusaki a w 1959 roku arcybiskupem. Nominacje były dowodem uznania dla działalności jego i innych misjonarzy polskich. W 1961 roku został wybrany na pierwszego przewodniczącego Konferencji Biskupów Krajów Afryki Wschodniej. Był członkiem watykańskiej Kongregacji Ewangelizacji Ludów. W Zambii kierował przez wiele lat Papieskimi Dziełami Misyjnymi i sprowadził do niej misjonarki i misjonarzy, m.in. z Irlandii, Stanów Zjednoczonych i Polski. Angażował się także w działalność na rzecz równości rasowej i sprawiedliwości oraz odegrał dużą rolę w okresie uzyskiwania niepodległości przez Zambię. Uczestniczył w obradach Soboru Watykańskiego II, gdzie przedstawiał sprawy misyjnego zaangażowania Kościoła (1962-1965). Spotykał się wówczas m.in. z prymasem Polski kard. Stefanem Wyszyńskim i arcybiskupem Karolem Wojtyłą.

Po uzyskaniu niepodległości przez Zambię w 1964 roku przez kilka lat prosił Stolicę Świętą o zwolnienie go ze stanowiska arcybiskupa metropolity Lusaki i powierzenie tego urzędu biskupowi pochodzącemu z kleru lokalnego. W 1969 roku jego prośba została przyjęta przez Watykan. Ks. arcybiskup Kozłowiecki został szeregowym misjonarzem i pracował na kilku stacjach misyjnych.

W 1970 roku ks. arcybiskup Adam Kozłowiecki przybył po raz pierwszy od czasów wojny do Ojczyzny i odwiedził m.in. rodzinną Hutę Komorowską i Majdan Królewski. Potem towarzyszył papieżowi Janowi Pawłowi II w jego podróżach do Polski oraz z dużym zainteresowaniem śledził przebieg zmian w Ojczyźnie po 1989 roku. W maju 1989 roku z entuzjazmem witał z całą Zambią papieża Jana Pawła II[32]. W styczniu 1998 roku Jan Paweł II mianował go kardynałem. Był to akt uznania papieża dla jego pracy misyjnej. Działalność ks. kard. Kozłowieckiego docenili prezydent Lech Wałęsa, który w 1995 roku nadał mu Order Zasługi RP oraz prezydent Lech Kaczyński, który w 2007 roku przyznał mu Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski. W 1985 roku otrzymał odznaczenie zambijskie: Wielką Komandorię Orderu Wolności, a w 2006 roku francuskie: Order Legii Honorowej. Ks. kard. Kozłowiecki miał cztery obywatelstwa, znał pięciu papieży, dwie królowe, władał dziesięcioma językami, w tym trzema zambijskimi. Ostatnie lata spędził na małej stacji misyjnej w Mpunde jako zwykły wikary. Mimo prawie sześcioletniego pobytu w hitlerowskich więzieniach i obozach do końca dni nie opuszczała go pogoda ducha, życzliwość oraz poczucie humoru.

Kard. Adam Kozłowiecki był człowiekiem wielkiego serca i szerokich horyzontów umysłowych. Kochał swoją Ojczyznę Polskę i jednocześnie był wolny od ciasnego nacjonalizmu. Był ambasadorem Polski[33]. Nie żywił uraz. Był rzecznikiem pojednania między Polakami i Niemcami. Przerzucał mosty także między Europą i Afryką. Nosił w sercu Afrykę i bronił jej prawa do niepodległości i rozwoju. Celem jego działań była budowa cywilizacji miłości oraz pokojowego i harmonijnego rozwoju i współżycia narodów na fundamencie Ewangelii Jezusa. Jako jeden z pierwszych wyciągnął rękę do narodu niemieckiego oraz utrzymywał serdeczne kontakty z przyjaciółmi i znajomymi z Niemiec, którzy wspierali jego działalność misjonarską w Zambii. Odwiedzał ich także podczas pobytu w Niemczech. Jego osobiste kontakty oraz spotkania z biskupami niemieckimi, m.in. na Soborze Watykańskim II (1962-1965), przyczyniły się do wydania orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich z 10 lutego 1966 roku, w przededniu obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski. To wtedy padły z ust pasterzy Narodu polskiego słynne słowa, które utorowały drogę do pojednania między narodami polskim i niemieckim: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”[34].

Na kartach wspomnień obozowych Ucisk i strapienie ks. kard. Adam Kozłowiecki unikał uogólnień, nie stawiał zarzutów pod adresem różnych grup narodowych. Odrzucał zemstę na oprawcach obozowych. Zawarł tam m.in. słowa, które można uznać za jego testament dla przyszłych pokoleń: „Każdy naród i każda grupa miała w swym gronie ludzi dobrych i złych. Silniej może zaznaczyłem antagonizm pomiędzy polskimi księżmi a niemieckimi komunistami. Ale i tutaj nie brakło objawów wzajemnego zrozumienia. […] Na pewno wszyscy pragniemy pokoju. Jeżeli będziemy mieli naprawdę dobrą wolę, znikną różnice i będziemy braćmi. Daj nam, Boże, dobrą wolę. Niech się z niej zrodzi Pokój! ”[35].

Ks. kard. Adam Kozłowiecki zmarł 28 września 2007 roku w Lusace i tam został pochowany. Pamięć o tym wielkim Polaku i człowieku Kościoła podtrzymuje Fundacja im. Księdza Kardynała Adama Kozłowieckiego „Serce bez granic”, ustanowiona aktem notarialnym 26 marca 2008 roku z siedzibą w Majdanie Królewskim a także Muzeum Księdza Kardynała Adama Kozłowieckiego w Hucie Komorowskiej, które zostało otwarte 25 września 2011 roku przez ks. kard. Josepha Medardo Mazombwe (Lusaka/Zambia) i ks. biskupa ordynariusza sandomierskiego Krzysztofa Nitkiewicza.

Stanisław Cieślak SJ

Huta Komorowska 2016